las
Ten pokój dawał mi wytchnienie, spokój dla duszy. Mimo to, nie
wytrzymywałam już więcej. Ile można się uczyć? Człowiek uczy się podobno całe życie, ale czy przynosi mu to jakieś korzyści? Lepiej radzi sobie w pracy, wychowuje dzieci na rozsądniejszych ludzi. To
znaczące pozytywy, ale czy można być na tej pozycji straconym?
Można. Byłam w tej pozycji i ja. Gdy nauka nie przynosi żadnych
korzyści, a staje się wręcz obsesją nie do zniesienia. Gdy świat
nie jest sprawiedliwy i nawet gorsi są bardziej doceniani niż ty,
bo stoisz w cieniu myśląc, że nie zarywając tej nocy popełniłaś
życiowy błąd.
Tego dnia zrobiłam sobie wolne. Mówiąc, że robię sobie przerwę
od nauki, dzień tylko dla mnie. Ja i moja kanapa. I tak właściwie
było, aż zaszło słońce. Myśli z całego dnia nagromadziły się
w głowie, a ja nie mogłam już wytrzymać. Poszłam. Po prostu
wyszłam. Przez zaspy w zwykłych trampkach do celu.
Obudziłam się potem w swoim łóżku. Nie wiem jak i nie wiem
kiedy, ale coś wokół mnie nie pachniało tak jak zwykle. Moje
blond włosy opadały na poduszkę, nawet one nie były takie jak
zwykle, wydawały się być wyjątkowo obce. Coś nieprzyjemnego
wisiało w powietrzu, ale nie coś co bym już znała.
***
Była zima, mroźna zima. Zamierzałam dotrzeć do domu bez utraty
nosa, opatulona ciepłym szalikiem miałam ogromne nadzieje, że mimo
wszystko on mi nie odpadnie. Śnieg pod moimi stopami skrzypiał, a
okoliczne drzewa rzucały rozmaite cienie na drogę, którą
przemierzałam. Była noc, wokół nie było nikogo i niczego. W tej
okolicy często się zdarzało, że ktoś po prostu nie wrócił do
domu.
Dwadzieścia minut później, siedziałam już w domu przed
komputerem. W domu było zimno, nikt nie napalił w piecu. Rodzicie
mieli wrócić dopiero jutro, do tego czasu moim przyjacielem stanie
się przenośny grzejnik. Po jakimś czasie próbowałam zasnąć,
ale dziwnie się czułam. Poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz
zimną wodą. W odbiciu lustra zobaczyłam bladą twarz i ciemne
kręgi, będące oznaką zmęczenia. Nie wyglądała dobrze. Jej
średniej długości jasne włosy opadały na widocznie wystające
kości.
Położyłam się spać, chciałam obudzić się gdy będzie już
dwadzieścia stopni na dworze, nie minus dwadzieścia. Nie
przejmowałam się tym jak wyglądałam. Zasnęłam natychmiast, a
budzik obudził mnie zanim wstało słońce. Spojrzałam na telefon:
sobota, czwarta dwadzieścia. O tej porze powinnam przewracać się
na drugi bok, dlaczego nie wyłączyłam tego głupiego ustrojstwa?
Przeszłam do kuchni po picie, lodówka stała w rogu dużego
pomieszczenia, w którym pachniało drewnem. Z tego miejsca miała
dobry widok na taras. Duże okno w salonie połączonym z kuchnią
dawało w dzień dużo światła. Na tarasie ktoś siedział, więc
otworzyłam szybko drzwi, które i tak z trudem udało mi się
ruszyć. W tą pogodę siedzieć na dworze to nie lada wyczyn. Z
daleka rozpoznałam, że to sylwetka mojej siostry.
Z bliska opadł mi już mój cudowny, sobotni nastrój, nawet to, że
wstałam tak wcześnie przez budzik nie robiło to już znaczenia.
Ona siedziała na krześle, otulona pierzyną ze śniegu, była nawet
od niego bledsza. Nie miałam pojęcia co się stało, ale jej twarz
wyglądała na pogrążoną w głębokim śnie, bardzo głębokim,
wręcz wiecznym. Chciałam krzyczeć i krzyczałam. Nikt mnie nie
słyszał. Spokój jej twarzy tylko pogarszał sytuację. Próbowałam
nią potrząsnąć, obudzić ją. Jej skóra była jak lód, nawet
nie tyle, że tak zimna. Ona była po prostu zamarznięta. Nie mogłam
zmienić jej pozycji, była przymarznięta do krzesła i zastygła w
tej pozycji, niczym porcelanowa lalka.
Niedługo potem dom był już pełen ludzi w mundurach. Choć dla
nich to zapewne nie było zaskoczeniem, że w tej okolicy znaleziono
taką niespodziankę.
Moja siostra, która jeszcze wczoraj zapraszała mnie na wspólne
zakupy i chwaliła się nowo poznanym chłopakiem, leżała właśnie
w czarnym worku.
Policjanci nie byli w stanie powiedzieć nic konkretnego o
szczegółach zdarzenia. Jedyne co mogłam nawet sama zauważyć, to
ślady na śniegu. Jak dobrze, że mamy zimę. To jedyny moment,
kiedy do czegoś się przydaje.
Było mi cały czas dziwnie, czułam się samotna wśród ludzi.
Przeglądałam różne strony internetowe dla zabicia tego uczucia.
Gdyby tylko ten ktoś znalazł się niedaleko mnie, ten kto jej to
zrobił, pożałowałby tego bardzo szybko. Wolałby być czarownicą
w średniowieczu.
Położyłam się spać, mimo to, że nienawidziłam spać w dzień.
Miałam nadzieję, że uda mi się wyżyć podczas snu, zostawić
wszystkie emocje. Śniły mi się dziwne rzeczy, a przez sen czułam
na zmianę ciepło i zimno. Obudziłam się w lesie.
Siedziałam w piżamie przy strumyku, oparta o drzewo, otoczona
zaspami, wokół było tak ciemno, że widziałam jedynie bliską
okolicę. Szum wody, która absurdalnie nie zamarzła, denerwowała
mnie. Moje bose stopy były zanurzone w rzeczce.
Nie mogłam wstać, moje ruchy były ograniczone, mimo tego, że
niczym nie byłam skrępowana. Stał się chyba jakiś cud, że to
przeżyłam. Czułam się jak w świadomym śnie.
Leżałam w szpitalu, piszcząca aparatura wokół mnie. Podobno ktoś
mnie znalazł. Gdy już doszłam do siebie, wysłali mnie do
psychologa, psychiatry, któż to wie? Psychoktoś. Podejrzewają, że
sama się zabiła. Nie było żadnych widocznych śladów, jedynie
sekcja może rzucić na tą sprawę trochę światła. Nikt nie chce
posłuchać mojego zdania, twierdzą, że jestem zbyt niestabilna
emocjonalnie, nie panuje nad sobą, nad emocjami. Przecież to nie
moja wina, że obudziłam się w środku nocy koło strumyka. Może i
jestem lunatykiem, lunatycy to też normalni ludzie przecież. Kto
miałby jakiś powód, żeby to zrobić? Moja młodsza siostrzyczka,
która była oczkiem w głowie całej rodziny. Tak piękna,
inteligentna, leżąca właśnie w kostnicy.
Dużo dało mi to, że przebywałam w szpitalu. Nie spędzałam czasu
z rodzicami, którzy pewnie odchodzili od zmysłów. Pewnie
udzieliłby mi się ich nastrój i bym oszalała.
Wyszłam przez okno, uciekłam. Nie prawdopodobne, ale już jakieś
dwa dni jestem praktycznie koło mojego domu, a jeszcze mnie nie
znaleźli. Magia? Nie, może nie chcieli mnie znaleźć.
Był to domek na drzewie, w lesie obok domu. Duża ilość koców
pomogła mi przetrwać tam mróz. Na śniegu były ślady, prowadzące
w to miejsce, wszystko co mogłoby doprowadzić do mojej kryjówki.
Jednak nikt mnie nie znalazł. Przeszła mi fala złości, zastąpiła
ją fala żalu i goryczy. Nie wiem co lepsze, to jak wybierać między
dżumą a cholerą. Gdy byłam zła mogłam przynajmniej się wyżyć,
teraz nic mi nie pomagało.
Spałam, śniła mi się ona. Radosna jak zwykle, mająca ubraną
zwiewną sukienkę, karmiła kaczki w parku. Odwróciła się w moją
stronę i uśmiechnęła. Chciałam odwzajemnić jej gest, ale
obudziłam się. Poczułam się lepiej, chciałam zobaczyć ją
ostatni raz w takim wydaniu, radosnym i pełnym życia. Jej martwe
ciało tylko pogrążało mnie w dołującej bezradności. Było
ciemno, w środku nie było żadnego działającego źródła
światła. Wszystko zdążyło się już rozładować. Był to
niewielki, zbity z desek kącik, w którym chowałyśmy się z
siostrą przed całym światem. Gdy było jasno, widziałam rysunki,
napisy na drewnie. Całokształt był jednym wielkim wspomnieniem.
Leżałam owinięta w sumie w ponad dziesięć koców, tworzyło to
całkiem dobry, szczelny kokon. Dochodziły do mnie ciche szelesty z
lasu, nie przykładałam do tego większej wagi, przecież to las.
Początkowo myślałam, że może jakaś sarenka biegnie w okolicy,
ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego jak ludzkie są te dźwięki
- ktoś zaczął wchodzić po drabinkach na górę. Sarny jeszcze nie
nauczyły się wchodzić po drabinie. Próbowałam być jak
najciszej, ale panika, która mnie przeszyła, przyśpieszyła mój
oddech. Wchodzący możliwe, że był głuchy i nie słyszał mojego
przypominającego parowóz oddechu i walącego jak młot serca.
Chciał wziąć jeden z koców, który był zaplątany w moje nogi.
Najwidoczniej musiał poczuć ciepło, bo zaczął:
-Ktoś tu jest? - jego delikatny, męski głos uspokoił mnie
-Tak. - szepnęłam cicho
-Kim jesteś? - przybliżył się do mojego materiałowego schronu na
tyle, że czułam jego słodki oddech
Nie odpowiedziałam. Głośno wypchnął swoje powietrze z płuc:
-To ty jesteś jej siostrą? - słychać było zdenerwowanie
-Tak. - próbowałam powiedzieć to tak, żeby nie usłyszał
-To pozdrów ją ode mnie, może wreszcie zacznie żałować tego co
zrobiła.
Kończąc to zdanie uderzył mnie czymś. Czymś dużym i twardym.
Przeżyłam, nie mam zielonego pojęcia jak ja to robię, ale
możliwe, że jestem terminatorem. Otaczająca mnie ciemność powoli
staje się czymś normalnym. Obudziłam się, a moja twarz była
lepka, zalana krwią. Jednak leżałam w tym samym miejscu, a mój
oprawca spał sobie jakby nigdy nic w drugim końcu domku, mimo to
nie dzieliła nas duża odległość. Zostawił mi tylko jeden koc,
który był już przesiąknięty życiodajną mazią. Rzuciłam w
niego drobnym przedmiotem, który leżał niedaleko. Chciałam się
wyżyć, chciałam trafić w skroń, zabić go jak najszybciej.
Obudził się. Odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy
malowało się przerażenie.
-Kim ty jesteś? - powiedział tak, jakby zobaczył ducha
Zaczęłam się śmiać, musiało to wyglądać upiornie. Wystarczy
sobie wyobrazić, jak chuda, cała w krwi osoba siedzi i się śmieje
bez łapania tchu.
-No co to ma być? Jedna kurka przypadkiem uderzona, zemdlała i już
sztywna, a tą drugi raz próbuję zabić no i nic! - wykrzyczał
oburzony – Nie chciałem jej zabić, to był przypadek, przypadek,
rozumiesz? - próbował się usprawiedliwić, tak jakby to cokolwiek
miało dać
Patrzałam na niego jak na nienormalnego, coraz gorzej się czułam.
Widziałam go mniej ostrego, a dźwięki zlewały się w jedną,
niezrozumiałą melodię.
-To, że ona nie żyje to jest czysty przypadek. Chciałem zrobić z
ciebie nienormalną, z zaburzeniami psychicznymi. Z resztą, dobrym
motywem byłoby zabicie młodszej siostry, tej ładniejszej, tej
lepszej. A ty masz problemy z psychiką, każdy sąd by w to
uwierzył. A nie, nie masz, to ja ci je sprezentowałem. Potem
wszyscy by pomyśleli, że umarłaś, bo dotarło do ciebie co
zrobiłaś. Zrobienie z ciebie psychopatki to był najlepszy pomysł
na jaki mogłem wpaść. Umarłabyś, nie mogłabyś się obronić,
a ja bym sobie żył długo i szczęśliwe.
Mówił jeszcze długo, nie rozumiałam już nic. Każde słowo było
nutą, a jego głos przyjemnym instrumentem. Czułam się jak na
koncercie, było mi przyjemnie.
***
Wezwano nas znów pod ten sam adres, wcześniej znaleźliśmy tu
młodą dziewczynę, nie było to zbyt zaskakujące znalezisko
w tej okolicy. Nawet pozycja w jakiej ją zastaliśmy była spokojna,
bez przesadnych emocji. Zamarzła na mrozie. Za to teraz musieliśmy
wyzbyć się emocji, żeby nie oszaleć. Wychudzona, zakrwawiona
dziewczyna leżała na ziemi tuż koło drzwi wejściowych do domu.
Białe drzwi były pełne ciemnoczerwonych smug. Ciało było tak
ułożone, że od razu sugerowało co tu się stało. Obrazek ten
przypominał scenę z dobrego horroru.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każda sugestia i podpowiedź mile widziana. :)