c

Nie miałam pomysłu na swoje życie. Jak właściwie wiele osób w moim otoczeniu. Robiłam to co wychodziło mi najlepiej, nie to co kochałam. Wokół mnie są przypadki, które są zdecydowane i całkowicie pewne tego co chcą osiągnąć. Urealniają każde swoje marzenie z precyzją, czerpiąc z tego niesamowitą radość. Cały czas trwając przy ideałach, które zaczęli wyznawać za młodu.
Kolejna lekcja będąca doskonałym przykładem, że nie jestem humanistką, a w mej duszy nie gra żadna artystyczna dusza, zbliżała się wielkimi krokami. Dwóch dumnych ze swojej wiedzy uczniów, konkurowało ze sobą o uwagę by móc pochwalić się swoimi wiadomościami, których nauczyli się tej samej nocy. Myśleli, że coś zdziałają. Oszukiwali samych siebie, dając sobie złudzenie swojej wyższej inteligencji. Dowartościowywali się recytowaniem wyrwanych z kontekstu faktów, nie rozumiejąc ich pochodzenia ani skutków. Dawało im to tylko pozytywne oceny w szkole, które zostawały uwięzione na świadectwach, nie mając żadnego przełożenia na rzeczywistość.
Rozumiałam zbyt wiele, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wolałabym żyć nieświadoma, wychowując piątkę dzieci w odciętej od świata wiosce i cieszyć się tym co mam.
Gdybym powiedziała, że zmarnowałam sobie życie, ludzie by mnie wyśmieli. Młoda, dobrze wykształcona, całkiem ładna. Czego chcieć więcej? Męża i domu z ogródkiem ewentualnie. Jednak dla mnie to nie było to. Nie widziałam w tym wszystkim żadnego sensu.
Myśląc, że rozumie się zbyt wiele wpada się w pułapkę. Jak można rozumieć za dużo, jeżeli nie rozumie się tego, że rozumie się tyle spraw. Może właśnie nic nie rozumiem. Podobno człowiek wraz z wiekiem staje się coraz mądrzejszy. U mnie to chyba działa wręcz odwrotnie, czuję się tylko głupsza. 
Po lekcjach wróciłam do domu, nakarmiłam kota, ubrałam długie skarpety, wzięłam ogromne opakowanie lodów i poczłapałam na wzruszający seans do mojego łóżka. Nie. To, że aktualnie nie mam nikogo na stałe nie jest równoznaczne ze skończeniem jak typowa stara panna. Gdy tylko pomyślę o takim scenariuszu mam przed oczami Bridget Jones, którą swoją drogą bardzo lubię. Nadwagi nie miałam, nałogów też nie, to co było nie tak?
Spodziewać by się można, że będzie to rozpacz po stracie drugiej połówki albo długim jej braku. Było wręcz odwrotnie. Bardzo dobrze było mi z tym, że aktualnie nikt na stałe się w moim życiu nie krzątał. Co nie znaczy, że nie chciałabym. Może czekam na to coś, jak bohaterowie wysokobudżetowych komedii romantycznych, które kończą się tak samo. W tym nie ma nic złego, każdy przeżywa w swoim życiu chociaż jedną taką historię. Epizod, który jest wyjątkowy. Nie ważne czy skończył się dobrze czy nie. Oglądając wyidealizowane realia na płaskich ekranach nie zdajemy sobie sprawy, że nasze życia wyglądają podobnie. Zależy tylko od tego jak na to spojrzymy.
Nie narzekałam na brak adoratorów, zawsze znalazł się ktoś, kto umilał mi czas swoim towarzystwem. Nie było potrzeby wiązać się na dłużej. Po jakimś czasie orientują się, że nie mam zamiaru ustatkowywać się, zakładać rodziny. Wtedy odchodzą, a ja nie mam im tego za złe, chcą spełnić swoje cele, a ja nie byłam w stanie im tego umożliwić. Często utrzymujemy ze sobą dobre relacje, nawet gdy już mają rodziny. Czasami spotkamy się by powspominać stare czasy, przypomnieć sobie jak wygląda świat bez zobowiązań. Przynajmniej dla nich tak to wygląda. Po wypiciu kilku kieliszków obsypują mnie komplementami, żałując, że zakończyli tak wyglądającą relację ze mną, bo nie jestem taka jak inne. I w tym momencie cieszę się, że wyszło tak jak wyszło.
Mieszkałam sama, od kilku lat. Przeprowadziłam się do dużego, odległego od rodziców miasta. Moi staruszkowie byli ze mnie dumni, tak dobrze daję sobie radę. W wolne dni przyjeżdżał do mnie brat, korzysta z uroków dużego miasta. Był w momencie wyboru, którego ja w pewnym sensie żałowałam. Miał przed sobą decyzję, która wpłynie na całe jego życie. Miałam zamiar podpytać go co zamierza zrobić, ale jako dobra siostra nie zamierzałam zrobić z tego przesłuchania.
Dzisiaj miałam go odebrać z dworca. Sam potrafił trafić, ale odbieranie go było naszym małym rytuałem. Szliśmy później na pierogi i wymienialiśmy się plotkami. Różniło nas kilka lat, ale dogadywaliśmy się świetnie. Był już pełnoletni, to duże ułatwienie. Nie musiałam już martwić się o otrzymanie tytułu złej, demoralizującej siostry. Wieczorami lubiliśmy delektować się naszym ulubionym trunkiem. Nie upijaliśmy się. Po prostu nam smakował. Graliśmy w gry i rozmawialiśmy o tym, co akurat nas dręczyło.
Nasunął się temat jego dziewczyny, jej braku. Kilka dni wcześniej postanowiła to zakończyć. Po moim bracie nie było widać, że coś takiego się wydarzyło. Zachowywał się zupełnie normalnie. Żartował, droczył się, a nawet parę razy o niej wspomniał. Nie powiedziałabym, że go to nie ruszyło, ale nie dawał po sobie tego poznać.
Miał bardzo miłą twarz, zdobywającą łatwo zaufanie. W połączeniu z jasnymi włosami i zgrabnym jak na chłopaka w tym wieku ciałem, był naprawdę przyjazny dla oka. Zawsze starał się podchodzić pozytywnie do życia. Gdy zapytałam się jak się z tym czuje, odparł z lekkością, że przecież coś się kończy, coś zaczyna, nie można płakać nad tym, na co nie miało się wpływu. To była jej decyzja. Imponowało mi jego trzeźwe podejście do tematu.
Później odrobinę bardziej się otworzył, biorąc ostatni łyk przerwał w połowie wypowiadanie zdania, które nawet mnie zabolało. Zostawiła go dla innego, lepiej zbudowanego, typowej szkolnej gwiazdeczki. Zdenerwowało mnie to. Tak się nie robi, przynajmniej nie daje się tego do zrozumienia zostawianej osobie. Prawda jest ważna, ale tak się nie robi.
Czułam się odpowiedzialna za niego, a w jednej chwili zmienił się dla pogląd na tę sytuację. Wydawało mi się, że ma pięć lat, a ona zabrała mu zabawki i zepsuła babki z piasku. Smutne. Każda relacja kształtuje nas i dzięki nim jesteśmy tacy jesteśmy. Modliłam się w duchu, żeby nie uznał teraz każdej dziewczyny za złą i z kochanego, uroczego nastolatka nie stał się łamiącym serca wszystkim dziewczynom w okolicy.
W pewnym sensie zepsuła mu te babki z piasku, zniszczyła mu wyrobiony światopogląd, a tylko od niego zależy jak je odbuduje.
Pierwszy raz od długiego czasu widziałam jak płacze. Ostatnim razem spadł z roweru i dosięgał mi do łokci. Do nocy siedzieliśmy i rozmawialiśmy o przyszłości, on chciał szukać. Był zdeterminowany do poszukiwania swojego miejsca na świecie, cząstki świata, którą pokocha na zabój. Może miał trochę racji?
Za chwilę miał wybierać uczelnię, na której spędziłby kilka kolejnych lat. Kierunek był wstępnie wybrany, z resztą co mógłby studiować, jeżeli jego wielkim marzeniem była medycyna. Zupełnie spontanicznie zaproponowałam mu wyjazd zagranicę. Nawet mogłabym pojechać z nim, zmiana miejsca zamieszkania dobrze by mi zrobiła, a jemu byłoby raźniej. Zgodził się, a raczej spektakularnie podskoczył z radości, rozbijając kieliszki.
Wynajęliśmy zgrabne mieszkanie, które stało się odtąd naszym oczkiem w głowie. Była to nasza kryjówka w obcym mieście, niewiele starych znajomych wiedziało gdzie mieszkamy. Miasto było jedną z większych, europejskich metropolii. Zadomowiliśmy się tam szybko, jej mieszkańcy byli naprawdę przyjaźni.
Znalazłam sobie pracę, zupełnie w innym klimacie niż w ojczystym kraju. Bardziej mi się podobała, odpowiadała moim ideałom sprzed skończenia studiów. Miała coś w sobie, że czułam się w niej bardziej wolna, ze świeżym umysłem gotowym do działania.
Kilka tygodni później, nie zamienilibyśmy naszego lokum na żadne inne. Wieczorne wypady na miasto, przyjemne zajęcia na co dzień. To było to. Zmienienie środowiska tak cudownie działa na brak sensu, powoduje chwilowe cele zmierzające do ustatkowania się. Stabilizacji, której tak próbowałam uniknąć. Udawało mi się. Mając w domu studenta, sama czułam się jakbym za chwilę miała bronić tytułu.
Przez to, że mieliśmy tak ograniczony kontakt, umykało nam wiele faktów z naszych żyć. Teraz nadrabialiśmy dużo w szalonym tempie. On przy okazji zapominał o tym, co spotkało go kilka miesięcy temu. Poznawał nowych ludzi, rozwijał język. Promieniał.
Jak co piątek zamierzaliśmy nie spędzać tego dnia w domu, spotkaliśmy się na mieście. Gdybym się postarała, moglibyśmy wyglądać jak para, a nie rodzeństwo. Chociaż wiele osób tak właśnie myślało. Bezpieczniej się czuliśmy, wychodząc razem wieczorami. Mimo tego, że w tym mieście czułam się lepiej niż w domu.
Weszliśmy do jednego z barów, w środku było bardzo przytulnie, jednak dym papierosowy tworzył w nim swego rodzaju gryzące w podniebienie chmury. Ciepłe światło w połączeniu z drewnianym wystrojem przenosiło nas w górskie klimaty, jednak wciąż bardzo nowoczesne. Usiadłam przy jednym ze stołków, a mój brat poszedł załatwić potrzebę. Na rogu sali zauważyłam chodzący ideał. Ciemne oczy z cudownymi rzęsami zwracały uwagę nawet z takiej odległości. Zanim się obejrzałam mój obiekt westchnień przysiadł się do mnie. Nie zdążyłam nawet zamówić sobie czegoś do picia. Nogi zrobiły się jak z waty i szczypałam się, by upewnić się czy to nie sen. Zaczęłam delikatnie z nią flirtować, będąc przy tym niesamowicie subtelna. Podziałało. Niedługo później znalazłyśmy się u mnie.
Rano, wschodzące słońce zmieniało kolor jej włosów na złoty i podkreślało w każdym detalu rysy jej twarzy. Muskałam opuszkami jej plecy, wyczuwając pod nimi każdy kręg jej kręgosłupa. Coś cudownego. Leżałam i zastanawiałam się. Był to jeden z następnych powodów, żeby przyznać sobie, że niczego się nie rozumie. Kompletnie niczego.
Połowę nocy rozmawiałyśmy ze sobą, nie spotkałam wcześniej nikogo takiego. Połączenie ciała, którego każdym detalem mogłabym zachwycać się godzinami i świadomości, tak zbliżonej do mojej. Przy tym pojęcie cielesności zmieniało się w mojej głowie z prędkością światła. Dużo wcześniej oddzielałam to od jakkolwiek definiowanej duszy, ale teraz odległość tych dwóch była jak bieguny ziemi. Będąc w takim wieku, możemy korzystać z tego, jacy jesteśmy piękni, później musimy bazować na tym co osiągnęliśmy przedtem albo nadrabiać intelektem. Chociaż połączenie tych dwóch daje naprawdę dużą siłę. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak ważny jest każdy z tych elementów.
Gdy wyszła, mój brat pojawił się w domu jak na sygnał. Po takich akcjach nigdy nie zadawał głupich pytań. Czekał aż sama zacznę mówić. Nie wychodziło mi to, a on wiedział, że coś jest nie tak. Coś nie jest tak jak zwykle. Zamówił pizzę, dwie pizze. Bardzo duże pizze. Chyba chciał poprawić mi humor. Wiedział co robi.
Po pierwszych trzech kawałkach, wylałam mu wszystkie przemyślenia. Co do jednego. Nikomu w życiu tak się nie zwierzyłam. Nawet on przestał na chwilę przeżuwać i zamyślił się.
Obalił moje myślenie w dwie sekundy, mówiąc, że przecież jest cel. Przedłużenie gatunku. Lepszy taki cel niż żaden.
Chyba pogorszyłam tym tylko jego sytuację, ale obydwoje wyznawaliśmy zasady życia chwilą i niedbania o wiele rzeczy, którymi przejmują się otaczający nas ludzie.
Po tym weekendzie moje życie wróciło na normalne tory, chociaż myślami ciągle byłam z nią. Nie miałam zamiaru przewracać swojej codzienności do góry nogami, bo spotkałam jedną dziewczynę w barze. Była cudowna, wyjątkowa, ale co nagle to po diable. Wszystko przyjdzie w swoim czasie.
Dzwoniłam do niej, chciałam się spotkać, pogadać. Nie odbierała. Po kilku próbach odebrała, karząc zostawić ją w spokoju. Chciała cofnąć czas. Tyle zrozumiałam z jej przepełnionego krzykiem bełkotu.
Idąc do domu spotykałam dziwne tłumy idące ulicami, wcześniej nie było tak tłoczno. Dochodząc do jednego z większych budynków, widziałam już dużo większe zbiorowisko. Coś musiało się stać.
Nadjeżdżające karetki i inne pojazdy służb na sygnałach rozbijały tłum. Ktoś skoczył z wieżowca. Takie rzeczy się zdarzają, inni wybierają pociągi, żyletki, tabletki. Ona chciała mieć ładny widok w ostatnich chwilach. Tylko dlaczego, dlaczego akurat ona. Życie bawiło się mną, machając nią mi przed nosem jak psu zabawką, a później zanim dać ją, bym mogła wreszcie poczuć sens, zepsuło to wszystko.

Wróciłam do domu, wchodząc do klatki sprawdziłam skrzynkę. Były tam dwa listy. Rachunek za wodę i niepodpisana koperta. Tłumaczyła mi tam, że to nie moja wina, że musiała tak zrobić. Nie potrafiła żyć ze świadomością, że zawiodła rodziców. Podarłam ten list. Byłam wściekła. Z jednej strony postąpiła zupełnie samolubnie. Nie pomyślała o mnie. Przepraszała w tym liście jeszcze wiele razy, nie wystarczyło to mi. To nie miało zupełnie sensu.

Komentarze

Popularne posty