p
Była noc. Ciemna noc. Nie było widać gwiazd, jedynie drobne lampy świecące na
horyzoncie. Siedzieliśmy przytuleni do siebie, rozmawiając o przyszłości.
Proponowałem nawet wspólne studia, zamieszkanie w innym mieście z dala od
rodziny. Przyjmowała to z stoickim spokojem, wsłuchując się w moje słowa
jak w melodię. Morze sprawiało, że czułem się uspokojony, szum fal, pusta
plaża. Gdybym był sam, wstałbym i biegałbym po piasku, krzycząc jak bardzo
nienawidzę życia.
Ono robiło mi psikusy, jak stary dobry kumpel, któremu się wydaje, że
jesteśmy przyjaciółmi po grób. Szkoda, że tylko on tak myśli. Gdy osiągałem to
co chciałem, za każdym razem traciłem satysfakcje z tego. Tak samo było z nią. Kochałem
ją nad życie, wiedziałem dlaczego jest wyjątkowa i jak dużo pracy włożyłem w to
by pozbyła się kompleksów, stała się szczęśliwa i sama uważała się za
wartościową osobę. Gdy ją poznałem miała zbyt niską samoocenę, a ja wiedziałem,
że tak być nie może. Widziałem w niej tą samą dziewczynę co dziś, wiedziałem,
że jest w stanie zobaczyć to co ja zobaczyłem w niej. Jednak coś tu nie grało,
jakby cały entuzjazm z tej relacji prysł. Zapadł się pod ziemię, przepadł. W
tym samym momencie jednak czułem do niej coś więcej. Nie potrafiłem tego
zrozumieć.
Chciałem zapewnić jej dobry start. Brzmi jakbym był jej rodzicem, ale
pewność siebie w połączeniu z wsparciem i świadomością, że jest ktoś na kogo
możesz liczyć była jej paliwem. Gdybym jej zabrał to odchodząc, jej świat
mógłby lec w gruzach. Miałem nadzieję, że to tylko głupie odczucie, przejdzie
mi. Miałem solidne powody dlaczego miałbym z nią być, była cudowna. Idealna.
Pasowaliśmy do siebie, a jednak chciałem uciec na drugi koniec świata, zacząć
wszystko od początku.
Brakowało jej tylko tego jednego małego szczegółu, wisienki na torcie.
Jednak to sprawiało tak wielką różnicę. Kolejnego wieczoru kupiłem wino,
ulubione wino mojej mamy i pojechałem do niej. Otwierając drzwi od razu
wiedziała co się święci. Mogłem z nią pogadać jak z nikim innym, a ona nigdy
mnie nie oceniała, starała się pomóc. Mogłem na nią liczyć.
Nie było jej łatwo, chociaż mi było lżej po wyrzuceniu tego z siebie.
Jeszcze bardziej nie wiedziałem co robić, a mama kazała mi posłuchać swojego wnętrza.
Poprosiła mnie, żebym został w domu na jeszcze kilka dni, mieszkaliśmy na
skraju lasu, mogłem tutaj spokojnie pomyśleć. Wyciszyć się.
Zrobiłem tak jak poprosiła, codziennie spędzałem większość dnia w lesie,
odwiedzając stare kryjówki, znalazłem nawet resztki domku na drzewie. Spotkałem
się ze starymi znajomymi, wyszła z tego mała impreza. Powspominaliśmy stare
czasy. Czułem się jak nowo narodzony. Wróciłem do domu, lekko nieświeży.
Pierwsze co zrobiłem, to obudziłem wszystkich swoimi niegramotnymi
ruchami, a potem całowałem mamę po
rękach, dziękując jej za to, że jest.
Uspokoiłem się, wytrzeźwiałem. Wróciłem do swojej dziewczyny, chciałbym,
żeby wszystko było jak dawniej. W ręku trzymałem list z potwierdzeniem
zakwalifikowania się na studia daleko od domu. Widok jej płaczu rozrywał mnie
od środka, mimo to wiedziałem, że tak powinno się stać. Żegnając się
podziękowała za wszystko, całując mnie w policzek jak zawsze, jakby nic się nie
stało.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każda sugestia i podpowiedź mile widziana. :)