kebab

Przechodząc przez dość wąskie drzwi klubu wiedziałem, że nic mądrego mnie tutaj nie spotka i wyjdę zażenowany łatwością w podejmowaniu flirtu przez niektóre dziewczyny i tyle mnie widzieli. Wszedłem na dużą salę, gdzie przez głośną muzykę nie słyszałem swoich myśli. Spoglądając na ekran swojego telefonu ujrzałem okolice jedenastej w nocy, a na parkiecie dobrze bawiących się młodych ludzi, których zabawę wzmocniły kolorowe drinki i możliwe, że coś jeszcze.
Na skraju baru ujrzałem piękną dziewczynę, która o dziwo w tym gąszczu przeróżnych facetów siedziała samotnie. Przyciągnęła moją uwagę, spoglądając w moim kierunku z pełnym obojętności spojrzeniem. Pełen gracji i nadziei udałem się w jej kierunku. Zatrzymując się nieopodal niej i mając na końcu języka pytanie o pozwolenie przyłączenia się do spożywania napojów alkoholowych zaskoczyła mnie, mówiąc:
-Siadaj. - jej ton był stanowczy, ale i uwodzicielski
Teraz zauważyłem szczegóły jej postaci, drobne usta, duże oczy i czarne jak noc włosy.
-Napijesz się czegoś? - zapytała
-A to nie ja powinienem zaproponować? - uniosłem jedną brew
-Widocznie się ociągasz. Barman, dwa razy to samo co przedtem. - obdarzyła barmana delikatnym uśmiechem
-Ja się ociągam? Urażasz moją męską dumę w tym momencie – zachowałem śmiertelnie poważną minę
Barman przesunął w naszym kierunku jeden z kolorowych napoi, a towarzyszka duszkiem opróżniła całą szklankę. Podnosząc napój poczułem tylko woń coca-coli i dźwięk zawartych w niej bąbelków, smakując nie poczułem ani grama alkoholu.
-Nic nie wypijesz? - zapytałem
-A po co mi to? Żeby zniszczyć sobie życie? Spójrz na tych ludzi, całują się z kim popadnie, a rano obudzą się w obcym łóżku z nie wiadomo kim. - odparła z niesamowitą lekkością
-O wiele łatwiej przełamywać im bariery, zobacz. - wskazałem gestem na dość skrępowanego otoczeniem młodego chłopaka – Dzięki procentom może wreszcie przeżyć piękne chwile swojego życia.
-I stać się takim jak tamten? - przechyliła głowę w stronę chłopaka, który całował dość mało urodziwą dziewczynę – Na jego miejscu wolałabym zrobić to na trzeźwo, a rano obudzić się bez potężnego kaca, nie pamiętając z kim spędziło się noc.
-Z takim podejściem kluby wyginęłyby śmiercią naturalną - prychnąłem – chyba nigdy nie piłaś alkoholu, że tak mówisz.
-Piłam i wiem co mówię, przynajmniej mam za grosz rozumu.
-To jeżeli masz takie nastawienie do tego trunku, to co właściwie tutaj robisz? - szepnąłem nachylając się trochę bardziej w jej stronę by mieć pewność, że mnie usłyszy.
Głośno westchnęła i oparła swoje wargi na moich, muskając je lekko. Ta chwila trwała tak szybko, że nawet nie wiem kiedy, zostawiła mnie w takiej pozycji, sama dosłownie rozpływając się w powietrzu.
Siedziałem chwile, wlepiając wzrok w puste miejsce, a moje zamyślenie przerwał ciężki głos barmana:
-Ona zawsze tak robi, nie ty jeden i nie ostatni. - spojrzał z politowaniem
Po słowach barmana wyszedłem z budynku na świeże powietrze, jesienna wilgoć muskała moją twarz, a chłód przytulał każdą część mojego ciała. Zerkając na wyświetlacz telefonu ujrzałem północ, a od ciepłego domu dzieliło mnie przynajmniej pół godziny wolnym spacerem. Ruszyłem w jego kierunku, mijając ciemne budynki, oświetlone przez uliczne latarnie. Na ulicy było cicho i bez żadnej żywej duszy. Witryny sklepów świeciły się blado, a zastygnięte postacie prezentowały nowe kolekcje ubrań. Robiło mi się coraz bardziej zimno, a przechodząc przez centrum ujrzałem elektroniczny termometr, wskazujący magiczne zero. Przechodząc już połowę drogi postanowiłem pobiec, zrobi mi się przynajmniej cieplej i zaoszczędzę kilka sekund życia. Biegłem przez śpiące osiedla, między samochodami, które jakiś nierozważny kierowca zaparkował na środku chodnika i między sekundami mojego życia, które nieustannie przemija, będąc zmarnowane lub też nie.
Dotarłem do domu z zadyszką, która wypełniła cały dom ludzkim dźwiękiem, pełnym życia. Zdejmując buty przyglądałem się swojemu odbiciu w lustrze, który zadziwił mnie swoim wyglądem. Wyprostowałem się i przyjrzałem bardziej, podkrążone oczy, włosy w nieładzie, postura wygłodzonego kulturysty i co śmieszne, jeszcze dziecięcy wyraz twarzy. Przeszedłem do salonu, który był jeszcze wypełniony zapachem świeżo upieczonych ciastek. Na stole leżały dokumenty, a obok koc, który pachniał mamą. Zmarła tydzień temu, a do mnie dalej to nie dochodzi.
Położyłem się w swoim pokoju i zasnąłem niemal od razu. Obudziłem się, bo słońce zawitało do mojego pokoju, świecąc mi prosto w oko.
Schodząc do kuchni, ujrzałem pustą lodówkę, brak pieczywa i siódmą rano. Wykłady zaczną się o dziewiątej z kawałkiem, czyli mam jeszcze trochę czasu. Ubrałem się w ubrania, które jako pierwsze wpadły mi w ręce i były w miarę zdane do użytku. 
Jechałem przez miasto rowerem, koło mnie przechodzili przypadkowi przechodnie. Gdzieś obok spierali się nastolatkowie, zza zakrętu wyłaniały się pędzące samochody. Na ulicy było głośno, ale nic nie wskazywało na nadzwyczajną aktywność czegokolwiek. Kierowałem się do pobliskiego sklepu, gdzie czekała na mnie lubiąca plotkować sprzedawczyni. Jeżeli nie znajdę nic ciekawego w sklepie, to będę musiał pójść na kebaba, a później od razu na uczelnię.
Obejrzałem się za siebie w poszukiwaniu odgłosów, które mnie zaniepokoiły. W rezultacie zobaczyłem tylko starszego pana, poruszającego na rowerze w podobnym wieku co jego właściciel. Jego włosy, a raczej ich kolor przykuły moją uwagę. W kolorze szarym, przeplatane niebieskimi pasmami, a na twarzy gościł niecodzienny uśmiech z domieszką pewności siebie. Zmniejszający się dystans między nami pozwolił mi dostrzec więcej szczegółów: na rękach gościły tatuaże zmieszane z bliznami, a ubiór nie wskazywał na osobę dobrze po sześćdziesiątce. Gdy jechał na równi ze mną zawołał:
-Ej, młody! Nie szkoda ci życia na tak powolną jazdę?
Nie odpowiedziałem mu, byłem zbyt skoncentrowany na badaniu szczegółów jego wyglądu.
-No weź że przestań być takim smutasem! Rozchmurz się, bo dziadek cie na rowerze przegania!
Zawitałem do sklepu, gdzie zaskoczyła mnie nieobecność wcześniej wspomnianej ekspedientki. Na półkach z pieczywem wiało pustkami, więc najlepszą alternatywą został kebab, który podawali za rogiem. Wziąłem rower i podreptałem kawałek dalej po jedzenie.
W lokalu panował specyficzny zapach świeżych kebabów, ale było prawie pusto. Podszedłem do lady, która była mi bardzo znajoma dlatego, że często tutaj jadałem. Za nią stała drobna dziewczyna o czarnych włosach. Zamówiłem kebaba i usiadłem przy jednym ze stolików przy oknie. Czekając przeglądałem portale społecznościowe, a gdy nadszedł mój posiłek zjadłem dość szybko.
Zapłaciłem i udałem się do wyjścia, ale nagle mnie coś tknęło. Ciemne jak noc włosy, niewielka postura, to musiała być dziewczyna z wczorajszego wieczoru. Odwróciłem się delikatnie w jej kierunku, a na jej twarzy zagościło przerażenie, którego wczoraj nie miałem szans zauważyć. Jej twarz miałaby tak sam wyraz, gdybym chciał napaść na ten lokal. Chciałem coś wydusić z siebie, zachować się adekwatnie do sytuacji, ale ona mnie wyręczyła:
-Idź już lepiej. - powiedziała przerywanym głosem
Zamarłem, słysząc w jej głosie taki ton.
-Dobrze się czujesz? Stało się coś? - wykrztusiłem
-Wyjdź. - rozkazała suchym tonem
Podszedłem bliżej, chciałem uratować jakoś sytuacje, która wydała mi się intrygująca. Stała nieruchomo, a jej oczy śledziły mój ruch z niepokojem. Po chwili znajdowałem się tak blisko, że słyszałem jej oddech. Wodziła swoimi ciemnymi oczami po mojej twarzy, a potem lekko pogłaskałem jej wargi swoimi. Nie opierała się, a podzieliła się swoim słodkim oddechem, reagując jakby długo na to czekała. Spojrzała na mnie ze spojrzeniem ponownie wypełnionym strachem i odepchnęła mnie.
-Wyjdź, proszę. - wyszeptała
Nie ruszyłem się o krok, chciałem zobaczyć co zrobi z taką dezaprobatą.
-Zachowaj się chociaż raz jak mężczyzna i wyjdź! - podniosła głos
-Chociaż raz? Znów urażasz moją męską dumę. - uśmiechnąłem się lekko
-To zabieraj tą swoją urażoną dumę i wychodź! - jej głos drżał
Nigdy nie lubiłem się narzucać, więc posłusznie wyszedłem. Spojrzałem na zegarek, okolica ósmej. Sporo czasu, a jestem w połowie drogi do szkoły i nie chce mi się cofać do domu.
Ruszyłem w kierunku uniwersytetu, a po drodze wjechałem na cmentarz. Był całkowicie pusty, ogrodzony żywopłotem, a alejki wyłożone kostką brukową. Usiadłem na krawężniku obok grobu i porozmawiałem z mamą. Opowiedziałem jej o różnych wydarzeniach z okolicznych dni i o tym, że niedługo odwiedzi ją ojciec. Nie zjawił się na pogrzebie dlatego, że był ponad czternaście godzin stąd, a w pracy go pilnie potrzebowali. Jasne, takie bajki przyjmowałem gdy miałem piętnaście lat, a nie teraz.
Po krótkiej rozmowie udałem się na wykłady, które mnie zawaliły momentami mało przydatną wiedzą. Wróciłem do domu z kolegą, a po drodze kupiliśmy czteropak piwa. Taki męski wieczór przed telewizorem. Siedzieliśmy do późnego wieczora, aż zachciało mu się spać i wrócił do swojego mieszkania. Znamy się od liceum, a poznaliśmy się przez głupi przypadek. Mieliśmy kiedyś dużo lepszy kontakt, ale drogi się rozeszły, studia, dziewczyny i takie tam.
Położyłem się spać wyjątkowo w salonie, znosząc do niego kołdrę i poduszki. Chyba nawaliło mi ogrzewanie, bo w moim pokoju jest bardzo chłodno. Pokój dzienny był dość skromny, w centrum stał telewizor, nieopodal kominek i kanapa na której aktualnie leżałem. Wszystkie meble pamiętają jak jeszcze biegałem w pieluchach. Zasnąłem nie wiem kiedy.
Obudziło mnie lekkie szarpanie, a gdy trochę bardziej się obudziłem, zorientowałem się, że ktoś mnie dusi. Próbowałem się oswobodzić z śmiertelnego uścisku, ale sam sobie to utrudniłem, zawijając się przez sen w kołdrę, która mi to skutecznie uniemożliwiała. Delikatne ręce przytrzymywały nakrycie tak, abym nie mógł się wydostać. Kopałem wszystko wokół, aż chyba trafiłem, bo nagle zwolniono blokady jak w lotto i udało mi się przedłużyć życie przynajmniej o kilka sekund.
Usiadłem na kanapie szukając w ciemnościach mojego cichego zabójcy. Rozglądałem się po pokoju, aż gdy uspokoiłem oddech usłyszałem cichy szloch. Wstałem, prawie upadając. Nie, nie dlatego, że ktoś mnie dusił i ciężko o pełną sprawność. Mój oprawca usiadł tuż pod kanapą i najwidoczniej chciał, żebym potknął się i zrobił sobie krzywdę. Wyczułem ręką telefon i zaświeciłem wyświetlaczem, żeby zobaczyć kto mnie nawiedza. Drobna czarnowłosa dziewczyna siedziała skulona pod moją kanapą w salonie i płakała.
Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem, a ona w mgnieniu oka oparła swoją głowę na mojej piersi. Płakała długo, a ja nie zamierzałem jej przerywać. Po jakimś dłuższym czasie przestała płakać i siedzieliśmy w ciszy na podłodze o trzeciej w nocy.
-Ja nie powinnam tutaj przychodzić – zaczęła wstawać, ale nogi nie były jej posłuszne – nie wiem dlaczego to zrobiłam, to był impuls. - opadła z hukiem na ziemie, przez zdrętwiałe nogi
-Impulsem chciałaś mnie udusić? - szepnąłem
-To nie tak, to nie tak jak myślisz – w jej głosie słychać było przerażenie
-To nie tak jak myślę? Kobieto, chciałaś mnie udusić, zgłupiałaś czy jak? - podniosłem lekko ton
-Ja wiem jak to wygląda, ale po tym co zrobiłeś w tym kebabie, to nie wiedziałam co mam zrobić. - cała się trzęsła - Pierw chciałam zabić siebie, potem ciebie, następnie znowu siebie, a co było dalej to wiesz.
Milczałem, przyglądając się jej.
-To wszystko przez ciebie! - uderzyła pięścią w moje ramie – gdybyś nie zjawił się w tym pieprzonym kebabie to bym zapomniała, a ty mógłbyś spać spokojnie. Wszystko przez ciebie – uderzyła ponownie
-Przeze mnie? To ty przychodzisz w środku nocy do obcego gościa i chcesz go zgładzić! - złapałem ją za rękę i skierowałem na kanapę – Uspokój się proszę, bo mi zawału dostaniesz jeszcze, tak się trzęsiesz.
-Czy ty, idioto, niczego nie rozumiesz? - wyjąkała z niesmakiem
Dałem jej do zrozumienia ciszą
-Zakochałam się w tobie, gamoniu! - głośno westchnęła
Obserwowałem ją przez dobre kilka minut i zastanawiałem się co zrobić. Problem rozwiązał się sam, bo z zamyślenia wyrwały mnie ciepłe usta na moim policzku i dłonie, ściskające moje. Przyciągnąłem ją do siebie, upajając się jej zapachem, a ona zasnęła wtulona w moje ramię.  

Komentarze

Popularne posty