1

Wstęp 
Długo, bardzo długo zastanawiałam się jak wrócić do pisania. To nie jest takie proste, gdy przez dłuższy czas było to naturalną formą mojego życia, zmuszania swojego umysłu, psychiki by analizował, przypierał się do ściany z wymyślaniem synonimów dla oczywistych słów, nie dodawał co drugie słowo „jakiś”, nie przestawiał szyku zdania, a co najważniejsze krytycznie podchodził do swoich poczynań. To co piszemy, jak sobie wyobrażamy świat, a przynajmniej w moim przypadku tak jest, to część tego co przeżyłam, a między słowami można wyczytać osobę, o ile tego chce. Potem nastała przerwa, może z lenistwa, a może była potrzebna.  
Minął rok. Co się zmieniło? Ja powiedziałabym, że bardzo, bardzo wiele. W okresie, w którym zaczęłam pisać do czasu, kiedy przestałam, widać po tekstach rozwój, też emocjonalny, nabywanie doświadczeń, porażki, przelane łzy na klawiaturę. Nawet po tym, że muszę się zastanawiać teraz nad interpunkcją, a kiedyś tak nie było. To jest przykre, ale mimo wszystko dobrze zrobił mi nieudokumentowany przez słowo pisane oddech od zastanawiania się nad… nad właściwie czym?  
Pozwoliłam sobie na swobodne puszczenie mojej głowy w świat, podejmowanie niesłychanie nielogicznych decyzji, takich, których się później żałuje i takich, za jakie poklepałabym się po ramieniu.  
To jest ten piękny moment, zaczyna przeszkadzać ci puszczona w tle muzyka, aż musisz ją zmienić. Nieodpowiednią teraz wydaje się smutna składanka, wprawiająca wcześniej w odpowiedni nastrój do składania zdań. Teraz nastrój się zmienił, a przepięknym jest obserwować te zmiany, a przede wszystkim je dostrzegać.  
Ale od początku, a dokładniej od końca. Czym byłby powrót, gdybym nie pisała tylko o sobie? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Jednak to co pchnęło mnie w stronę wrócenia do pustego arkusza było to, co działo się w mojej głowie, a wymagało większego rozwinięcia, takiego, za którym nie nadąża analizujący mózg. Przelewając takie rzeczy na tekst, można przeczytać to jeszcze raz, wrócić do tego myślami, a przede wszystkim zastanowić się nad tym, spojrzeć z innej perspektywy. To naprawdę ważne, rozwijając jakąś myśl kierujemy się w konkretnym kierunku, często zapominając o jakiejś kwestii, analizując pewną ścieżkę, opuszczając inną, równie ważną. Po skończeniu takiej analizy chce się wrócić do tej jeszcze nieodkrytej, napotykając barierę.   
Dla poukładania sobie w głowie podzieliłam te rzeczy, które najbardziej mnie męczyły, dręczyły i napastowały przez ostatni czas. Podział zapewne wprowadzi więcej zamętu niż porządku, przynajmniej wizualnie będzie to lepiej wyglądać.  

Bycie kochanym i inne pierdoły 
Rzeczy, które stały się w przeszłości są czasami dla nas już banalne. Nie będę zabierać tu Kolumbowi zajęcia i odkrywać tu ameryki twierdząc, że człowiek uczy się na błędach. Tak nie jest. Moje doświadczenia jedynie utwierdzają mnie w przekonaniu, że jak nie wbiję sobie do głowy i nie uświadomię pewnych rzeczy, jakie prędzej czy później robię, nie przyniesie to żadnych skutków. Nie będzie lepiej, będzie tak samo jak z każdym innym. Ludzie się nie zmieniają, przynajmniej ja tak uważam, są takie rzeczy, które nigdy się nie zmienią. Może się zmienić rozmiar spodni, umiejętności, upodobania modowe, ale nie nasze...właściwie to co? To pytanie nie z przypadku pada drugi raz w małym odstępie.  
Wracając do banałów, po pewnym czasie patrząc na swoje zachowanie w niektórych sytuacjach zastanawiam się, gdzie była wtedy moja głowa i dlaczego nie na swoim miejscu.  
Był taki okres, że miałam wrażenie, że nie ważne z kim jestem. Nie liczyło się to, kto to jest, a to, czy jest. Jakby samą wartością było to czy jesteś na tyle wart by ktokolwiek chciał z tobą być. Mimo tego, że jest to dosyć powierzchowne, utrzymuje się w takich relacjach i sposobach myślenia więcej osób niż mi się wydawało.  
Przygnębiające są momenty, w których prowadzisz samochód, stoisz na światłach na największym skrzyżowaniu w swoim mieście. Jest ciemno, wycieraczki nie nadążają odgarniać wody z szyb, a krople deszczu na bocznych szybach przybrały kolor czerwony, kolor sygnalizatora. W tym momencie czujesz się samotny, po ciężkim dniu, stresujących chwilach chciałbyś pożalić się komuś, a osoba, z którą właśnie rozmawiałeś rozłączyła się wcześniej, chcąc to zrobić do swojej połówki. Takie chwile powodują, że robi się wszystko, byleby nie dopuszczać do nich więcej.  
To jest naprawdę smutne. Doprowadziło mnie to jedynie do momentów frustracji, bezsilności, odwrotności oczekiwań. Każdy potrzebuje być kochany, ale w momencie, gdy poza podstawową potrzebą fizyczności - czyli dotykiem, przytuleniem – nie zgadzacie się na każdej możliwej płaszczyźnie, nie jest dobrze. Mimo tego, łudzisz się, że jest to przejściowe, przecież każdy zasługuje na szansę, może za mało się starasz, a może to po prostu nie to? Najtrudniejszą rzeczą do uświadomienia sobie, do jej przerwania, spojrzenia na rzeczy inaczej są takie wnioski.  
Zdarza mi się czasami być w gorącej wodzie kąpaną. Mam na myśli niecierpliwość do granic możliwości połączoną z ciekawością dziecka, które już chce pójść do przedszkola, poznać coś nowego. Chciałoby wszystko jednocześnie, najlepsze momenty czy wszystkie najlepsze zabawki w przedszkolu, różnicy nie ma. I tak jest często z związkami, a raczej na ich początku. Chce się już być, a z drugiej strony chce się przeprowadzić wszystko powoli, nic nie zepsuć. Drobne potknięcia wracają później z podwójną siłą, przykładem tego może być wyznanie przedwczesne uczuć, intencji. Wypalenie się tego uczucia sprawia, że wyznania drugiej osoby są wręcz palące. Nie chce się tego słyszeć, jest to pstryczek w nos, a trwa się w tej sytuacji, nie chcąc ranić drugiej osoby, która właśnie jest w najbardziej bezbronna, łatwo ją skrzywdzić. To poczucie doprowadza do odpowiedzenia wbrew sobie, co buduje jeszcze większą sztuczność i przedłużenie agonii. Ironią i chichotem losu jest doprowadzenie do momentu, gdzie jest się bardziej nieszczęśliwym niż będąc samym.  
Zdarza się też tak – spotyka się daną osobę i myśli się o niej jako o zupełnie niepasującej, podążającej za innymi wartościami w życiu, odmiennymi ścieżkami. Po pewnym czasie, poznając siebie bardziej znikają pozory, okazuje się wtedy, że macie wiele wspólnego. Spędzacie wiele upojnych chwil, cieszycie się każdym milimetrem swojej skóry, spojrzeniami, śmiechem drugiej osoby, nie widząc świata poza sobą i myśląc, że jesteście wręcz stworzeni dla siebie. Później jednak pojawiają się wątpliwości, a je przerywa fala miłości i możecie tak kręcić się w kółko, zadając sobie coraz więcej pytań czy to na pewno to. Odpowiadacie sobie wtedy, że właściwie, jak nie to, to czy właściwie w ogóle miłość ma sens? A pytania nasuwają się przez to, że życie w takim wagoniku kolejki górskiej z parku rozrywki z punktami o najwyższym szczęściu życiowym i najniższym przeplatającymi się. Przekreśla wszelkie możliwe szanse na poczucie znudzenia, co nie jest zaletą.  
Dociera się do punktu, gdzie właściwie ja tracę już pomysły co tak naprawdę jest tym czego potrzebuję, zawsze i wszędzie są wady i niedociągnięcia, ale wybranie takiej opcji, która będzie dla nas najlepsza i najzdrowsza jest sztuką.  
See u later

Komentarze

Popularne posty