kurz
Padało. Pada. I zamierzało padać jeszcze
długo. Deszcz jest uspakajający, mało nieprzewidywalny. Przyjemny, gdy się
siedzi w ciepłym pomieszczeniu albo przynajmniej ma się całą parasolkę. Ja
miałam tylko jej połowę. Szłam ponurym polem, trzymając nagi kawałek metalu,
mając nadzieję, że będzie on jakąkolwiek bronią. Na horyzoncie był już widoczny
mój cel, mały drewniany domek na skraju lasu. Było mi zimno, przeszłam już na
oko dwa kilometry, a droga zaczynała przypominać rwący potok. Pole było
spalone. Wszystko wokół dawno umarło.
Po jakimś czasie dotarłam pod drzwi
budynku. Z daleka wydawał się bardziej przyjazny. Wybita szyba i gromadka
pustych butelek na pewno nie dodawała mu uroku. Zajrzałam do środka, tam tliło
się jakieś światełko. Pod moimi stopami zaskrzypiała podłoga, zostawiałam po
sobie mokre ślady. W środku było zupełnie inaczej niż na zewnątrz - zadbane
wnętrze, jasnoróżowe ściany, białe meble. Pomieszczenie w którym stałam
prowadziło bezpośrednio do następnego, było to coś w rodzaju sali baletowej, w
której lustra były zaklejone taśmą. Jedno jednak zostawiono, a w nim zobaczyłam
upiorną postać. Tak, to ja. Przemoknięta, rozmazana i rozczochrana, swobodnie
mogłabym grać w horrorze. Cofnęłam się, wszystko zaczęło skrzypieć, a lustra w
pokoju pękać. Sufit runął prosto na mnie.
Film mi się urwał. Obudziłam się leżąc
na podłodze, widziałam przed sobą tylko zaschnięte błoto na drewnianej
posadzce. Moje dłonie były w kurzu, cała w nim byłam. Poczułam ostry ból, moja
głowa się lepiła od lepkiej cieczy. Wstałam, chwiejnym krokiem ruszyłam w
poszukiwaniu czegoś co mogłoby mi pomóc. W rogu siedział mężczyzna, uważnie mi
się przyglądał z gardzącym wyrazem twarzy. Nim cokolwiek zdołałam z siebie
wykrztusić powiedział:
-Nie, nie pomogę ci. - jego twarz
wygięła się w uśmiechu
Miał brodę, od połowy już siwą. Okulary
w stylu Johna Lennona i znoszoną, skórzaną kurtkę. Obejrzałam się za siebie, na
podłodze leżało mnóstwo gruzu, a do środka wpadały wesołe promyki światła.
-Dlaczego to spadło? - wyszeptałam
-A bo ja wiem? Przylazłaś, to i spadło.
Sufit cię tu nie chciał.
Gdy się wygrzebałam, znalazłam łazienkę.
Ilość pomieszczeń w tak małym domku mnie zdziwiła, nie wydawał się aż tak duży.
Tutaj też wisiało oklejone lustro, zaczęłam je odklejać. Na jego powierzchni
były utworzone z rys ornamenty, coś w rodzaju zdobień. Odbicie pokazało mi, że
moja głowa była owinięta bandażem i względnie nie wyglądałam źle. Zza moimi
plecami pojawił się wcześniej widziany lokator, jeżeli tak mogę go nazwać.
-Co taka zdziwiona? Podłogę mi
pobrudziłaś, musiałem pozbyć się krwi.
Siedziałam w tym domku wiele razy, ale
nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wcześniej był ruiną, miejscem do ćpania,
a teraz mieszkał w nim on. Właściwie ja często też tu mieszkałam. Ruszyłam na
poddasze, tam był mój kącik. Różnił się od tego co zostało w mojej pamięci.
Mała, zaciemniona komórka stała się dosyć przytulną, świetlistą przestrzenią. W
jej centrum stała kanapa, stolik. Położyłam się na kanapie, zasnęłam. Kiedyś
przychodziłam tutaj gdy chciałam pomyśleć, uciec od problemów, wyjść z domu.
Śnił mi się las. Poczułam jego zapach pierwszy raz podczas snu. Na szczycie jednego z drzew
siedział kot. Paliło mu się futro, chociaż on niezbyt się tym przejmował.
Obudziłam się natychmiast, obok mnie, na podłodze leżał jakiś młody chłopak.
Ściany zmieniły kolor, kanapa była w śnieżnobiałym pyle. Otoczenie się tliło, w
podłodze były dziury z czerwono-czarną otoczką. Ciche syczenie ognia dochodziło
do moich uszu. Nie wiem jak udało mi się stamtąd wydostać, pamiętam to jak
przez mgłę. Na zewnątrz siedział ten sam mężczyzna, który pojawił się po
spadającym suficie. Opierał się niedbale o jedno z podparć leżaka, w ręku
trzymał jakiś napój. Wyglądał zupełnie tak, jakby był w kinie na dobrym filmie.
Usiadłam na trawie naprzeciwko niego.
Patrzałam się na niego dziwnym wzrokiem, a on się nawet nie przejął:
-No co? Może się nauczysz odwiedzać
dziadka, a nie tylko uciekać z domu byś chciała.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każda sugestia i podpowiedź mile widziana. :)