frytki
Miałem wtedy siedemnaście lat, wiek idealny na robienie głupot.
Była też ona – jasnowłosa, urocza dziewczyna, która była moją
siostrą. Siedzieliśmy nad morzem w uroczej knajpce, czekając na
zamówione frytki. Otaczało nas pełne świeżości i jodu morskie
powietrze. Mieliśmy piękne widoki - spokojne morze, obok
przechodzili zrelaksowani turyści. Już jutro miał się rozpocząć
rok szkolny, ale przed tym jeszcze impreza na zakończenie wakacji.
Gdyby nie moja siostra to nie chodziłbym na żadne imprezy, wolałem
być tam obserwatorem niż aktywnym uczestnikiem. Przy okazji
pilnowałem też siostrę, robiąc przy tym przysługę rodzicom.
Ufali mi.
Szliśmy plażą, było południe. Żar lał się z nieba, a woda
schładzała nam nogi. Ciepła i zimna krew mieszała się w połowie
naszych ciał, niesamowite uczucie. Jej delikatne ręce co chwilę
chwytały śnieżnobiałe muszelki, bursztyny. Przerwałem
ciszę, mówiąc:
-Gdzie jest właściwie ta impreza? - mój głos brzmiał dziecinnie
-Tutaj, niedaleko. Kolega ma domek przy plaży, będzie kilka osób.
- uśmiechnęła się na koniec
-To może wpadniemy pierw do hotelu, ogarnąć się?
Trafiliśmy do małego domku, na dworze za chwilę miało być ciemno. W środku
brzmiała wesoła muzyka, nieznajome mi twarze siedziały na wielkiej
kanapie i grały w karty. Na drewnianym stoliku leżały miski z
chipsami, ciastkami, kieliszki. Usiadłem między dwoma dziewczynami,
obydwie miały długie, ciemne włosy. Ostatnio wszystkie
przedstawicielki płci pięknej wyglądały dla mnie tak samo, nie
wyróżniały się praktycznie niczym. Rozdali mi karty, nalały
wina. Zaczęli dość kulturalnie.. Po drugiej stronie stołu
siedziało dwóch chłopaków, jeden miał charakterystyczną bliznę
na brodzie i był szczupły. Moja siostra chyba upatrzyła go sobie,
wyłącznie z nim rozmawiała i jemu polewała. Natomiast ja
wygrywałem wszystkie rundy, a jedna z dziewczyn słodko się do mnie
uśmiechała. Właściwie, dlaczego nie? Brzydka nie była, a to
tylko impreza. Po kliku godzinach siedzieliśmy już dużo bliżej.
Rano byliśmy już z powrotem w hotelu. Leżałem na łóżku patrząc
w sufit, czekałem na łazienkę. Ona okupowała już ją od ponad
godziny. Gdy tylko usłyszałem ten dźwięk, podbiegłem niczym
struś pędziwiatr do łazienki. Mój pęcherz nie wytrzymałby już
dłużej. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Potargane, jasne
włosy, ciemne oczy i smukłe policzki. Na szyi miałem
czerwonofioletowy ślad po wczorajszej nocy, musnąłem go opuszkiem
palca. Wyszedłem cicho, w przeciwieństwie do wejścia. Na swoim
łóżku siedziała ona, z nieobecnym wzrokiem wbitym w ścianę.
-Coś się stało? - zapytałem
Spojrzała na mnie, a mnie przeszły ciarki. Usiadłem tuż obok
niej, stykaliśmy się barkami.
-Nasi rodzice nie żyją. - wyszeptała – Mieli wypadek, pijany
kierowca, zderzenie czołowe.
Zaschło mi w gardle, automatycznie objąłem ją ramieniem, a ona
wtuliła się ze szlochem.
Właśnie tak chciałbym, żeby było. Żeby zginęli, a nie
porzucili nas. Żebym nie musiał słuchać jej płaczu zza ściany, żeby nie czuła tęsknoty za czymś czego nie ma. Nie zasłużyła
na to.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każda sugestia i podpowiedź mile widziana. :)