b
Słońce święcąc nie
miało zamiaru nikogo parzyć. Nie chciało też razić nikogo w oczy, mimo to
bywaliśmy poparzeni. Tak samo robimy przechodząc beztrosko korytarzem, myśląc o
swoich sprawach przegapiamy rzeczy, osoby, którym szczególnie na nas
zależy.
Chociaż po co się
przejmować kimś, kto nawet nie ma ochoty dać jakiegokolwiek znaku. Myślałem nad
tym długi czas, zmarnowałem na to zbyt wiele energii. Próbowałem dawać znaki,
przełamać barierę, przyzwyczaić do dotyku. Nic z tego. Wydawało mi się, że
mieliśmy dobry kontakt, lubiła mnie. Nie wiem co zrobiłem źle, nawet czy
czegokolwiek mogłem się spodziewać. Żyłem dalej, mając nadzieję na znalezienie celu. Ludzi
spotyka się po coś, może ona już zrobiła to co do niej należało w moim życiu.
Mijałam go na
korytarzach mając nadzieję, że dyskretne spojrzenie zdziała wiele, że drobny
uśmiech sprawi, że wszystko się zmieni. Wszystko co było w środku, nie
wychodziło na zewnątrz. Przynajmniej nie na tyle daleko, by mogła dostrzec je
jedna osoba. Po co się uśmiechać, gdy ta obecność może cię tak onieśmielać. Po
co być szczęśliwym, jeżeli smutna jestem bardziej użyteczna. Pomocna, ze
sztucznym uśmiechem.
Odpuściłem sobie,
przerwałem to. Nie byłem z tego zadowolony, chociaż zrobiłem słusznie. Tak mi
się wydawało. Ciężko było mi przyznać się przed samym sobą, że chcę topić się w
tej dołującej sytuacji.
Dopiero po czasie
zdałam sobie sprawę z tego co tak naprawdę czułam, obiecałam sobie, że wezmę
się garść. Wzięłam sprawy w swoje ręce. Było już zbyt późno. Nasza relacja
była.. jej nawet nie było.
Komentarze
Prześlij komentarz
Każda sugestia i podpowiedź mile widziana. :)